Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i względem ciebie…”
Tyle czarnych chmur nade mną,
że światła nadziei nie widzę.
Co dzień błądzę nadaremnie
i własnych kroków się brzydzę.
Latem groźna burza,
a zimą straszna zawieja.
Jak iść, jak żyć dłużej ?
Zewsząd tylko beznadzieja.
Zawiódł mnie przyjaciel,
zawiódł mnie człowiek.
Wiem – w twarz Bogu popatrzę
i wszystko opowiem.
Panie, ja zmagam się z losem.
Ja cierpię, ja płaczę.
Ja z Tobą krzyż poniosę,
by własne zmartwychwstanie zobaczyć.